Kapela Blues Pills wejście do świata muzyki miała
niesamowite. Ich pierwszy album niezaprzeczalnie był jednym z najlepszych
krążków 2014 roku, a grupę okrzyknięto mianem największego rockowego talentu
ostatniej dekady. Artyści postanowili nie cieszyć się za długo sukcesem
debiutanckiego wydawnictwa. Po dwóch latach od premiery „Blues Pills” muzycy
wręczają nam „Lady in Gold”. Album zupełnie inny i niezwykle intrygujący.
Drugi album szwedzkiej grupy był dla mnie szczególnie trudny
do ocenienia. Przesłuchałem go wiele razy i spokojnie mogę powiedzieć, że moje
zdanie dotyczące oceny tego krążka może się jeszcze niejednokrotnie zmienić. Płyta
jest po prostu zdecydowanie inna, niż się spodziewałem. Zacznijmy jednak od
początku. Otwierający wydawnictwo numer tytułowy nie zwiastuje jeszcze tak
sporej metamorfozy. Dostajemy w nim jedynie sygnał, że może się tutaj pojawić
więcej klawiszy. Wokal Elin Larsson wciąż jest niezwykle głęboki, a tempo rośnie
z każdą kolejną sekundą. Inaczej jest już w „Little Boy Preacher”. Gitary
Sorriauxa i Andersona są tutaj tłem dla świetnego głosu. Ważną rolę odgrywa również Andre Kvamstrom,
który moim zdaniem prezentuje się dużo lepiej niż pracujący z Blues Pills przy
pierwszym albumie Cory Berry. W „Burned Out” ponownie zahaczamy troszkę o
poprzednią płytę. Słyszymy tutaj kolejne dobre partie perkusyjne oraz bluesowe
fragmenty na gitarze elektrycznej. Jeżeli ktoś chce się przekonać, że na „Lady
in Gold” muzyka grupy zmienia się diametralnie, to od razu proponuję
przesłuchanie czwartego kawałka. W balladzie „I Felt a Change” znajdujemy
klawisze i fantastyczny głos. Larsson pokazuje nam tutaj piękno swojego
wokalnego talentu, a poruszający tekst dodatkowo dodaje uroku utworowi.
Następne dzieło mamy już chwilkę później. „Gone So Long” kompozytorsko jest
jednym z najlepszych w historii zespołu. Piąty numer to porcja klasycznego
rocka ze świetnymi zagrywkami Sorriauxa. Szczególnie dobrze brzmi końcówka, w
której propozycja jest już naprawdę ostra i rozpędzona. Słuchacze bardzo różne
zdania będą mieli na pewno też co do wariującego „Bad Talkers”. To kompozycja eksperymentalna
z mieszanką stylów oraz ciekawym zastosowaniem chórków. Bluesa można poczuć w
„You Gotta Try”. Pojawia się charczący głos oraz zadziorna gitara. Energia
wylewa się z ósmego w kolejności „Won’ t Go Back”. Ten kawałek zdecydowanie ma
potencjał na koncertowy hit. Do przyłączenia się do szalejącego zespołu zachęca
Larsson, a instrumentaliści ponownie kombinują i serwują bardzo
nieprzewidywalne fragmenty. „Rejection” to kolejny utwór, gdzie niezwykle ważną
rolę odgrywają klawisze. Należy w tym miejscu pochwalić Richarda Nygrena oraz
Pera Larssona za to, że w tak znaczącym stopniu zaangażowali się w tą płytę.
Przedostatni przebój jest idealnym przykładem na to, jak idealnie łączyć
szybki, perkusyjny rock z takimi klasycznymi elementami. W ostatniej, bardzo
klimatycznej kompozycji słychać echa debiutanckiej „Blues Pills”. Muzycy
serwują więc nam na koniec niezłą zagadkę i wręcz wymuszają zadawanie sobie
pytania „w jakim kierunku Szwedzi pójdą tworząc następną płytę?”
Ostatnią rzeczą, którą mogę zrobić, to szczegółowo porównać
pierwsze i drugie wydawnictwo Blues Pills. Muzycy zaserwowali nam coś zupełnie
innego. Blues pojawia się tylko sporadycznie, a dostajemy za to bardzo dużo
fantastycznego soulu. Coraz bardziej na pierwszy plan wychodzi niesamowita Elin
Larsson. Płyta jest na pewno równiejsza od poprzedniczki. Widać, że zespół
dojrzał i chce ciągle nas czymś zaskakiwać. Na razie ta niespodzianka wyszła im
jak najbardziej na plus. Szwedzi pobijają kolejne rekordy sprzedaży, a fani
cieszą się ich nową, ale równie dobrą muzyką.
OCENA: 8/10
Jak dla mnie BP stracili trochę swojej magii którą mieli na pierwszej płycie. Tutaj brzmią bardzo komercyjnie i nie sądzę, aby szło to w dobrą stronę. Nie sądzisz, że za bardzo wybija się tutaj wokalistka?
OdpowiedzUsuńMyślę, że takim soulowym albumem kapela miała na celu zarówno zdobycie nowej publiczności, jak i zaskoczenie tych, którzy z radością wsłuchiwali się w pierwszą płytę. Na pewno nie jest to komercja przepełniona elektroniką i pustymi, nic nie znaczącymi dźwiękami, jakich mamy w dzisiejszej muzyce zdecydowanie za dużo. A co do wokalistki... nie da się nie zauważyć, że Larsson coraz bardziej myśli o karierze solowej. Oby tylko chęć zdobycia jeszcze większej sławy, czy też ambicja nie odbiła się na zaniedbaniu przez nią tak świetnego i dobrze się zapowiadającego projektu jakim niewątpliwe jest Blues Pills.
Usuń