Zawsze mnie ciekawiło, jak „elektroniczni” muzycy tworzą
show na swoich koncertach. Przecież nie mogą przedłużyć solówki gitarowej ani
dodać rozbudowanego fragmentu perkusyjnego. Przed koncertem The Dumplings
obawiałem się, że występ będzie kolejnym odtworzeniem dwóch płyt młodego
zespołu. Było jednak zdecydowanie inaczej, było wspaniale.
Trochę się zdziwiłem, że w dzień koncertu można było jeszcze
kupić bilety. „Pierożki” to przecież jeden z naszych największych talentów
ostatnich lat. Jednak, gdy dźwięki pierwszego utworu wybrzmiały, sala
szczecińskiego Hormonu -była pełna. Od młodych artystów przez cały czas biła
niesamowita radość z możliwości kolejnego występu. Przywitali się wesołym,
cichym „Hejka”, a grając, bawili się równie dobrze jak publiczność. Nie będę
opisywał Wam każdego utworu osobno, bo parę dni temu wrzuciłem już recenzję
„Sea You Later”. Wydarzenie rozpoczęło intro, a pierwszym zagranym kawałkiem
był jeden z najnowszych hitów – „Odyseusz”. Już w otwierającej kompozycji
Justyna Święs zaprezentowała swoje niesamowicie wielkie predyspozycje wokalne,
a Kuba Karaś wtórował jej fantastyczną aranżacją melodii. Po nostalgicznym
numerze przyszedł czas na coś bardziej skocznego. Kilka dynamiczniejszych
kawałków rozruszało początkowo niemrawą szczecińską publiczność. W pamięć
zapadła mi szczególnie jedna z moich ulubionych kompozycji grupy. „Dark Side” w
wykonaniu koncertowym wciągnął mnie jeszcze mocniej niż za pierwszym
odsłuchaniem. Justyna, wykonując ten utwór, była jakby w transie. Dotykała
mikrofon tak, jakby był to jej największy skarb. Kuba natomiast z rozdziawioną
buzią i zafascynowanym wzrokiem szalał przy konsoli. Za jeden z gorszych
utworów na nowej płycie uważałem wcześniej „Możliwość wyspy”. W Hormonie
zabrzmiał on naprawdę genialnie. Przy słuchaniu krążka ten kawałek mocno się
przeciągał, a na koncercie byłem zdziwiony, dlaczego tak szybko się skończył.
Mogę spokojnie powiedzieć, że już zdecydowanie się do niego przekonałem. Wielką
radość u publiczności wywołał numer „Nie gotujemy”. Zabawny tekst sprawił, że
odśpiewali go chyba wszyscy uczestnicy wydarzenia. W wykonaniu „Sama Wkracza w
Pustkę” zabrakło mi trochę Tomka Makowieckiego, który występuje w oryginalnej
wersji kompozycji. Tak samo, jak na koncercie Fisz Emade Tworzywo brakowało mi
Justyny, tak tutaj brakuje tego dodatkowego, towarzyszącego głosu. Za najlepszy
utwór na koncercie uznaję przepiękny „Love”. Ostrzejszy numer wybrzmiał
niesamowicie. Justyna swoim głosem sprawiła, że cała sala oniemiała, a sample
przygotowane przez Kubę wchodziły w najlepszych momentach. Wielka uczta dla
koneserów muzyki. Do gustu przypadł mi również „Kocham być z tobą”, który
wesoło wprowadził słuchaczy w końcówkę koncertu. Na bis młodzi artyści
zaprezentowali swój największy dotychczasowy przebój – „Technicolor Yawn”.
Pełnię swoich wokalnych umiejętności Justyna pokazała jednak chwilę później.
„How Many Knives” obfitujący w bardzo wysokie partie głosowe sprawił, że
widzowie po koncercie rozmawiali tylko o tym, kiedy wybiorą się na następny
koncert The Dumplings.
Utrzymanie wysokiego poziomu na drugiej płycie sprawia, że
coraz większe sale koncertowe są wypełnione po brzegi. Co najważniejsze, muzycy
wciąż czerpią ogromną radość z gry, po prostu się bawią. Nie ma mowy o żadnym
przejedzeniu się sławą. Wszystko wskazuje na to, że artystów z Zabrza czeka
wspaniała kariera. Miejmy tylko nadzieję, że tegoroczna matura nie przeszkodzi
Justynie w robieniu tego, co potrafi najlepiej, bo jej głos to naprawdę piękny
diament.
Do The Dumplings jakoś nie mogę się przekonać..tak samo jak do naszego rodowitego Kamp!, a ponoć też to też tworzenie w stylu elektroniki :) Nie wiem czy znasz, ale polecam Ci bardzo Baasch`a. Mnie ruszyło za serducho, a przy takim hicie jak Several Gods, nic tylko zamykać oczy i odpływać :) I pójście na ich koncert, ja miałam okazję na OWF `15
OdpowiedzUsuńteż byłam na koncercie i mi się bardzo podobało. Dumplings są świetni!!!
OdpowiedzUsuń